Jestem napełniona miłością...

Anna Świrszczyńska urodziła się 7 lutego 1909 roku w Warszawie, zmarła 30 września 1984 roku w Krakowie. Określana mianem poetki nowatorki. Jej tomy "Jestem Baba" i "Budowałam barykadę" stanowiły przełom w poezji polskiej. Jako pierwsza zaczęła mówić głosem kobiety o jej losie i uczuciach. Czesław Miłosz uznał Świrszczyńską za wielką odnowicielkę poetyckiej polszczyzny. W jej poezji kobieta występuje w różnych rolach - matki, córki, istoty kochającej, pożądającej, czułej i rozpaczającej, opłakującej zmarłych, opiekującej się rannymi, zwariowanej albo bardzo praktycznej.

Świrszczyńska była córką malarza Jana Świerszczyńskiego (jej nazwisko to nigdy nie sprostowana pomyłka) i Stanisławy z Bojarskich. Studiowała polonistykę. Zadebiutowała wierszem "Śnieg" w 1930 roku. W 1936 wydała pierwszy tom poetycki "Wiersze".  Publikowała też bajki dla dzieci i opracowania legend.

Źródło:  http://culture.pl/pl/tworca/anna-swirszczynska

Mam jedenaście lat 

Nienawidzę ojca obrazów.
Jest w nich nasza nędza,
łzy matki.
Wypijają z nas krew
jak wampiry, żądają
ofiary z życia jak bogowie.

Kocham ojca obrazy.
To moje rodzeństwo, jedyni
towarzysze, w tej pracowni
samotnej
jak walka szaleńca.

Gdy nie ma nikogo,
kładę do ognia świecy
poplamiony atramentem
palec.
Chcę zostać świętą
Chcę dorosnąć do ojca obrazów.

Nie mam pojęcia o tym,
że nienawidzę, że kocham, 
że chcę dorosnąć.


Przed świtem

W kolejce po dziesięć kilo węgla
trzeba stanąć
przed świtem.

Matka stoi na mrozie, tupie,
dziury w mokrych butach
zatkała papierem.

Matka się cieszy,
że ja śpię w ciepłym łóżku.

Matka umiera

Kiedy matka konała,
nie miałam czasu płakać.
Musiałam jej pomagać
przy umieraniu.

Kiedy skonała,
stałam się trupem.
Trupy nie płaczą.

Jestem napełniona miłością

Jestem napełniona miłością,
jak wielkie drzewo wiatrem,
jak gąbka oceanem,
jak wielkie życie cierpieniem,
jak czas śmiercią.

Macierzyństwo

Urodziłam życie.
Wyszło krzycząc z moich wnętrzności
i żąda ode mnie ofiary z mojego życia
jak bóstwo Azteków.
Pochylam się na małą kukiełką,
patrzymy na siebie,
czworgiem oczu.

- Nie zwyciężysz mnie - mówię.
Nie będę jajkiem, które rozbijesz
wybiegając na świat,
kładką, po której przejdziesz do własnego życia.
Będę się bronić.

Pochylam się nad małą kukiełką,
spostrzegam
drobny ruch drobnego paluszka,
który jeszcze tak niedawno był we mnie,
w którym płynie pod cienką skórą
moja własna krew.
I oto zalewa mnie
wysoka, jasna fala
pokory.
Bezsilna, tonę

Łzy

Stara kobieta płacze,
utula się w płakaniu
jak ptak w gnieździe.
Osuwa się
w głębokość płaczu.
Zanurza się z głową
w ciemne zanurzenie.
Łzy biegną po jej twarzy
jak małe, ciepłe zwierzątka.
Głaszczą starą twarz,
litują się.

Ostatnia rozkosz
łez.

Co to jest szyszynka

Leżysz uśpiony,
gorący jak mała ciepłownia,
Poruszają się płuca, trawią jelita,
gruczoły pracują gorliwie,
z biochemicznych procesów snu
wyrasta
roślinność sennego marzenia.

Czy należysz do mnie?
Ja sama
nie należę do siebie.

Dotykam mojej skóry,
poruszają się we mnie płuca,
trawią jelita,
ciało spełnia swoją pracę,
którą znam bardzo mało.
O czynności szyszynki wiem tak niewiele.
Cóż mnie właściwie łączy
z moim ciałem.

Dotykam twojej skóry i mojej skóry,
nie mam mnie w tobie
i nie mam mnie we mnie.
Jak zimno.

Bezdomna patrzę drżąc
na dwa nasze ciała
ciepłe i spokojne.

Moje ciało musuje

Urodziłam się po raz drugi.
Jestem lekka
jak rzęsa wiatru.
Pienie się, jestem piana.

Idę tańcząc,
jeśli zechcę, uniosę się w powietrze.
Skondensowana lekkość
mojego ciała
kondensuje się najdobitniej
w lekkości
stopy i pięciu jej palców.
Stopa muska ziemię,
która ugina się jak sprężone powietrze.
Elastyczny duet
ziemi i stopy. Taniec
wyzwolenia.

Urodziłam się po raz drugi,
szczęście świata
znów przyszło do mnie.
Moje ciało musuje,
myślę ciałem, które musuje.

Jeśli zechcę,
uniosę się w powietrze.

Grube jelito

Spójrz w lustro, spojrzyjmy oboje.
To moje nagie ciało.
Ty je podobno lubisz,
ja nie mam powodu.
Kto nas związał, mnie i moje ciało?
Dlaczego muszę umrzeć
razem z nim?
Mam prawo wiedzieć, gdzie biegnie granica
między nami.
Gdzie jestem ja, ja sama, sama.

Brzuch, czy jestem w brzuchu? W jelitach?
W wydrążeniu płci? W palcu u nogi?
Podobno w mózgu. Nie widzę go.
Wyjmij mi mózg z czaszki. Mam prawo
zobaczyć siebie. Nie śmiej się.
Makabryczne, powiadasz.

Nie ja zrobiłam
swoje ciało.
Donaszam łachy po rodzinie,
obcy mózg, owoc przypadku, włosy
po babce, nos
zlepiony z kilku umarłych nosów.
Co mnie łączy z tym wszystkim?
Co mnie łączy z tobą, który lubisz
moje kolano,cóż ja
mam wspólnego ze swoim kolanem?
Na pewno
wybrałabym inny model.

Zostawię was razem,
moje kolano ciebie.
Nie krzyw się, zostawię ci całe ciało
do zabawy.
A ja pójdę.
Dla mnie nie ma tu miejsca
w tej ślepej cielesności, czekającej
na zgnicie.
Odbiegnę, będę biegała z cwał
od samej siebie.
Samej siebie będę szukać
biegnąc
jak wariatka
do ostatniego tchu.

Trzeba się spieszyć, zanim przyjdzie
śmierć. Bo wtedy
jak pies szarpnięty za łańcuch
będę musiała powrócić
w ciało, krzykliwe cierpiące.
Odbyć ostatnią,
najbardziej krzykliwą ceremonię ciała.

Zwyciężona przez ciało,
unicestwiona z powodu ciała,
stanę się
nieczynną nerką
lub zgorzelą grubego jelita.
I skonam w hańbie.

A ze mną skona wszechświat
zredukowany
do nieczynnej nerki
i zgorzeli grubego jelita.




Źródło: Anna Świrszczyńska "Mówię do swego ciała"


Komentarze