Dane i kombinacje

Esej, który przywołuję w Szkicu o poezji implementacyjnej z mojej debiutanckiej książki. Przedstawiam w nim świat jako zbiór danych, które ciągle krążą i krążą, a my, żeby żyć musimy wciąż dokonywać wymiany z otoczeniem.


Katarzyna Bułat
Dane i kombinacje
styczeń - maj 2014


Kim jest człowiek? Dlaczego jesteśmy różni? Czy moglibyśmy być tacy sami, gdyby z zewnątrz dostarczano każdemu z nas dokładnie tego samego? Jesteśmy po części pewną kombinacją otaczającej nas rzeczywistości… Co mamy w sobie własnego?

Jestem sobą. Ale już to krótkie zdanie rodzi wiele pytań. Sobą – to znaczy czym? Czy ktoś mógłby być mną? Jak to jest być kimś innym? Czy w ogóle można na chwilę poczuć jak myśli? Czy wszyscy myślimy tak samo? Czy każdy inaczej, a jego sposób wydaje się innemu zupełnie bezsensowny, nieprawdziwy i śmieszny? Czy człowiek dostaje na początku jakiś pakiet, którego nie może zmienić czy jest niczym, pustą kartką, którą trzeba dopiero zapełnić?

Próbowałam to sobie wyobrazić jako połączenie farb. Najpierw nie ma nic, a potem dołączają się z zewnątrz kolejne barwy tworząc unikatowy dla każdego kolor. Ale czy jakby dwie osoby dostały dokładnie to samo, myślałyby również tak samo? Chyba nie do końca… Dusza nie może być więc na początku czystym płótnem. Co więc nią jest? Co buduje naszą tożsamość? Za pomocą jakiego obrazu to przedstawić?

Oczywiście jako człowiek oprócz duszy jestem też ciałem. „Ja” to dusza i ciało, które przeplatają się ze sobą i są razem ściśle związane (przynajmniej na Ziemi). Każde z nich rozwijam. Każde już na samym początku jest unikatowe. Nie bezkształtne, lecz już trochę uformowane i wyjątkowe. Dopiero potem dobiera się do nich zewnętrzność. Dopiero gdy witają świat po raz pierwszy, gotowe, by go chłonąć. Ale już wcześniej są. Tworzą wspólnie księgę zawierającą jedynie kilka pierwszych zdań.


  Poeta, dane i kombinacje

A kim jest poeta? To pytanie zadawało sobie już sobie wiele osób. Przeważnie zresztą poeci, próbujący zdefiniować rzemieślnika sztuki, którą sami się zajmują. Zrozumieć więc siebie? Czy innych? Poeci – „oni” czy  poeta – „ja”?

Też nad tym myślałam. Wielokrotnie. Aby z jednej strony znaleźć odpowiedź na pytanie „kim ja jestem”, a z drugiej „czy naprawdę się do tego nadaję” i czy „oni” – idealni poeci zamknięci zakresem pojęcia, istnieją. Ale jak kogoś z wyobraźnią, która nie ma granic można uwięzić w zwrocie, którego samemu się nie rozumie?

Niektórzy twierdzą, że poeta tworzy swój świat i nie potrafi już cieszyć się z rzeczywistości, w której się znajduje. Ale świat jest jeden, tak samo, jak istnieje wyłącznie jedna prawda. Każdy tylko postrzega go na swój sposób, wyciąga różne wnioski na podstawie obserwacji i po prostu inaczej niż reszta przetwarza dane dostępne dla wszystkich. Teoretycznie dostępne… Bo właściwie to jest tak, że każdy człowiek widzi tylko pewną kombinację danych. K elementów wybranych z nieskończenie dużego zbioru. I to ten zbiór jest rzeczą dla nas wspólną. Jesteśmy w nim zanurzeni i otrzymujemy ciągle pewne pakiety sygnałów-informacji. Jak je interpretujemy to już coś zupełnie innego. Coś, co dzieje się indywidualnie.

Poeta wchodzi do tego zapełnionego danymi świata. Porusza się w nim jak każdy normalny człowiek. Jedyne, co go różni od reszty to umiejętność specyficznego przetwarzania danych dla innych obojętnych i takich, na które nawet nie zwracają uwagi po ich otrzymaniu. Poeta widzi, słyszy i czuje więcej. Ma zdolność do zoomingu, czyli dostrzegania szczegółów i wydobywania z nich magii. Pragnie ich i szuka, zachwyca się nawet najmniejszymi detalami. Światłem księżyca (bo biało-magicznie oświetla wnętrze pokoju), bajką (dla dziecka, które wcale nie musi istnieć), pocałunkiem (gdyż każdy jest inny), głosem (on ogrodzony murem może zyskać właściciela), a nawet elektronem (ponieważ czasem jest lepszy niż cały wszechświat).

Poeta nie jest zimny i pozbawiony uczuć. KOCHA każdy ten szczegół. Cały jest wypełniony emocjami, które sprawiają, że ma wrażliwość pozwalającą na zauważanie tych niesamowitych, choć z pozoru zwyczajnych, rzeczy. Myśli, oczywiście, rozumnie. Analizuje ten świat dokładnie, szuka niezwykłych połączeń, wyciska z tych danych wszystko, co tylko możliwe. Artysta nie może być obojętny, zdystansowany. Musi być obecny całym sobą w świecie, który opisuje. Czuć go prawie stuprocentowo. Notować impresje, szukać relacji, a później wnioskować i jak każdy dobrze działający program zwracać sensowny wynik. Swoje spostrzeżenia obracać w niezwykłe słowa. Przerzucać na kartkę dane zmieszane z miłością oraz innymi uczuciami, odrobiną zdrowego rozsądku i własnych przemyśleń. Poeta czasem bawi się tymi danymi. A czasem, choć nie może, chce je wyrzuć z pamięci. Ale zawsze najpierw musi zbadać rzeczywistość odkrywając w niej piękno.

Najlepszy programista

Teraz prosta implikacja – skoro człowiek tworzy z danych, które również go budują, tworząc oddaje siebie („bardzo drastyczny proces”1…). A skoro tworzy także dane – tworzy  świat. Mimo, że ten został już stworzony, każdy z nas dodaje do niego nowe rzeczy. A właściwie to jest to tylko mieszanie istniejących już danych, sortowanie ich na różne sposoby i przetwarzanie. TO różni nas od Boga i tym jest Jego wspaniałość. On stworzył te dane. Powołał nas do życia. My umiemy tylko budować przeróżne kształty z gotowych już klocków. Wpisywać się w schematy. Ale z drugiej strony jesteśmy też jedyni w swoim rodzaju, jako że  kombinacji jest nieskończenie wiele. Jeśli więc w dużym stopniu zależy to od nas, budujmy naszą rzeczywistość z miłością, by jutro było piękne i pełne dobra.

Bóg nie tylko stworzył świat, ale też wciąż nad nim czuwa. Opiekuje się każdym z nas i darzy go wielką miłością. Napisał program, ale go nie opuścił. Nie pozwolił mu po prostu sobie działać. Bo to bardzo wyjątkowy program. Program, który aby nie pogrążyć się w wielkim chaosie, musi być cały czas pilnowany. Ale nie w jakimś złym znaczeniu tego słowa. Nie ma być jakoś specjalnie i surowo kontrolowany. Bo w końcu człowiek ma wolną wolę. Ten świat nie ma być antyutopią. Ma być miejscem, które dla każdego będzie przyjemne i bezpieczne, jeśli tylko odpowiednio będzie na nie spoglądał.

Jest więc wielka pętla wprawiona w ruch. Świat zamieniający się w nas i my zamieniający się w świat. Wszystko krąży i krąży. Jest takie samo, choć ciągle inne, więc czymś identycznym być nie- mogące. I to tyle? Ciągła wymiana danych? Nic więcej? Wszystko byłoby wtedy nudne i bezsensowne…  Żyję, by zmienić się potem w coś innego? By nie zaburzać odwiecznej równowagi? By niby coś wnieść, co jednak będzie jedynie bezwartościowymi linijkami kodu? Jako że nie potrafię być informatykiem? Jako że jestem tylko prochem, który tak naprawdę nic nie znaczy…? 
 
 Puste definicje

Dane, dane i dane… Czy to rzeczywiście tylko puste dane? To tak samo, jakbym powiedziała, że wszystko to materia i nic więcej. Krąży sobie, zmienia kształty, układa się w różne kombinacje. Czasem mniej, czasem bardziej gęste. Duże, małe…

Ciało składa się z pewnych jego elementów. Tego faktu nie można podważyć. Ale to przede wszystkim całość. JA jestem idealną CAŁOŚCIĄ. Dokładnie taką, jaką mam być. Kocham każdy szczególik, ale też ich zbiór. Bez dwójki zbiór liczb pierwszych byłby niekompletny. Bez moich, oczu, ust, mojego spojrzenia i uśmiechu, nie byłabym sobą. Tak samo zresztą jak bez poezji.

Zgoda, składam się z danych, czymkolwiek one są. Ale to całość jest najważniejsza. Mój sposób oddychania, bicia serca, moje uczucia, moje myśli… to ja. Ale najbardziej niezwykłe we mnie jest to połączenia. Ta wspominana już przeze mnie wiele razy indywidualna i wyjątkowa kombinacja. Przy czym kombinacja właściwie wydaje się nic nieznaczącym, suchym i twardym słowem, które w żaden sposób nie potrafi oddać złożoności mojego charakteru. W żaden sposób również nie może mnie uwięzić w ciasnych ramach, gdzieś między kratami, w celi, z której nie można się wydostać.

Po co chcę więc to wszystko definiować? Po co szukam ogólnego wzoru? Wyrazu albo kilku ładnych zgrabnych zdań, które mogłyby mi pomóc wyjaśnić, o co chodzi? Kombinacja brzmi rzeczywiście tak strasznie i smutno… Jest skazaniem mnie na podążanie ścieżką, jaką wyznaczy mi to położenie. Jest brakiem możliwości zmienienia czegokolwiek. A ja przecież rozwijam się. Kocham, pragnę, chłonę świat. Dokładnie obserwuję, zachwycam się, czytam, tańczę, piszę. Czemu czuję się tak bardzo zgubiona? W poszukiwaniu sedna, prawdy? Ja chcę tylko zrozumieć. Zrozumieć, jak wszystko działa.

To zrozumienie daje kontrolę… A to oznacza, że nie dojdę do tego, o co chodzi, bo kontroli nad otaczającą mnie rzeczywistością mieć nie mogę. I nie chcę jej mieć. Chcę tylko zanurzona w świecie korzystać z życia jak najpełniej. Znaleźć jakąś myśl, ideę, coś, czego mogłabym się trzymać. I co? To dawałoby mi złudne poczucie bezpieczeństwa? Tak bardzo jest mi to potrzebne, bo się boję? Bo sama nie umiem zapewnić sobie tego, co najważniejsze?

Są dane. Cały świat pełen danych. Ale nie mogę tak wszystkiego zamykać, upraszczać. Nadawać nazwy czemuś, czego nie da się nazwać. Każdy element rzeczywistości, która mnie otacza jest inny, niezwykły. Uśmiech bliskiej osoby, deszcz stukający w szybę, drzewko szczęścia rosnące sobie w moim pokoju, wachlarz przybity do ściany, powietrze, które wdycham, lektura, którą czytam, film, który mnie porusza… i tak dalej… i dalej… i dalej. To jest mój materiał, jako poetki. Moje tworzywo, moje dane. Ale nie powinnam tak tego nazywać, skoro to, czym się zajmuję jest totalnym tego zaprzeczeniem! Pisanie to analizowanie świata, opisywanie go, malowanie, używanie tysiąca słów, by wyrazić prostą myśl, czy oddać w pełni charakter jakiegoś zjawiska, przedmiotu, osoby. Poeta nie patrzy na świat bezmyślnie. Jak na źródło danych, czyli informacji. Mimo, że tak jest… On musi czuć, umieć dostrzegać magię, kochać. Nie chcę być zimna. Pusta. Bezbarwna. Chcę kochać! Poeta musi umieć kochać!
 
 Kopiowanie, uczucia, lekarstwa

Jak w ogóle do istnienia danych mają się uczucia? Czym w tym kontekście jest miłość? Idealnym połączeniem kombinacji? Ich dopasowaniem się do siebie, uzupełnieniem? Dążymy do tego, żeby znaleźć kogoś, kogo kombinacja nie będzie się gryzła z naszą? W niegłębionym morzu puzzli próbujemy się odnaleźć? Ale jak właściwie poznać, kiedy już to się stanie?

Jeżeli wysyłamy do kogoś nasze uczucia okazując mu złość, szczęście, miłość są to także dane, z których on później może budować swój pogląd na świat. Na których on może opierać myśli i które może dogłębnie analizować lub po prostu cieszyć się, że są.

Uczucia są więc niezwykle skomplikowanymi pakietami danych. A może nawet mini-programami, które rządzą naszymi ruchami. Te bardzo złożone, prawie że autonomiczne zestawy, składają się na nas podobnie jak cała reszta i również wchodzą w skład całości. Nasza całość jest jak komputer, który wciąż pochłania kolejne dawki informacji i rozrasta się jeszcze bardziej. Analizuje je, tworzy nowe, które są właściwie kopiowane. Na przykład to, co mówimy. Jakieś nasze poglądy. Kopiujemy je przekazując dalej. Mimo to wciąż w nas trwają. Może więc poeta wcale nie oddaje siebie? Tylko powiela jak kserokopiarka? Copy – paste. Copy – paste. Żyj tym, czym ja żyję.

Poeta żąda uwagi? Jest kimś, kto nie potrafi funkcjonować bez narzucania innym własnego zdania? Nie. Poeta chce tylko podzielić się z innymi tym, co czuje. Tym, co po dogłębnej analizie  zwróciły jako wynik mini-programy. Uczucia rządzone przez serce. Czytelnik, odbiorca, może to przyjąć, ale nie musi. Nie ma tu żadnego narzucania. W dodatku z wiersza – skondensowanego pakietu danych – może sobie wybrać, co tylko chce. I co do niego trafia. I co może go uleczyć.

Poeta jest lekarzem. Który niczego bardziej nie pragnie od leczenia innych. Od dawania im swojej miłości, swojego gniewu, swojego szczęścia i swoich łez. Wiersz jest przesiąknięty uczuciami. Jest sygnałem, który czasem może trafić w dziesiątkę i dzięki temu ocalić czyjeś życie.

Po co piszę? Po to, żeby po pierwsze zapisać swoje spostrzeżenia, po drugie leczyć. Nie tylko wpływać na innych i zmieniać ich, gdy się na to sami zdecydują. Ale także, a może przede wszystkim, aby leczyć kogoś, kto każdemu twórcy wydaje się (chociażby podświadomie) najbardziej chory i najbardziej wymagający pomocy – siebie. Terapia, terapia… Czy jestem więc szaleńcem? Czy jestem wariatką? Można błędnie stwierdzić, że może skoro poeta jest takim odmieńcem nie nadaje się do życia w społeczeństwie? I tak naprawdę jest niepotrzebny, bo tylko mąci, utrudnia, a wszystko to przecież tylko kod i nic więcej?

Ale, ale… Jest przecież jeszcze ktoś. Nie jestem sama. Pamiętam o tym, kto mnie stworzył. Kto mnie kocha i powołał mnie do życia. A przecież nie zrobił tego ot tak, dla zabawy. Jeżeli jestem, to znaczy, że moje życie ma sens. Bo każdy jest potrzebny i każdy ma swoją misję do wykonania. Ja pragnę odnaleźć swoją.
 
Szukanie celu

Skoro żyjemy w świecie danych, to naszym celem jest ta wymiana? Czy to nie jest bezsensowne? Po co mam żyć? Po co robić cokolwiek, skoro nawet nie umiem dobrze określić, co to znaczy mieć własną tożsamość? A jeśli nie wiem, kim jestem, to tym bardziej dlaczego. Należałoby więc to wszystko wyjaśnić, aby nie dojść to fałszywego wniosku dotyczącego celu życia. 

Dane istnieją, a ciągła wymiana wciąż zachodzi. A tak naprawdę są to tylko proste słowa próbujące opisać ogólnie coś, co nie podlega żadnemu wzorowi i nie postępuje zgodnie z żadnym schematem. Choć może jednak… W końcu skądś bierze się harmonia. Czym właściwie jest porządek? To coś zgodnego z naturą? Ale jak określić, co jest z nią zgodne, a co nie? Co to znaczy, że coś jest takie, jakie powinno być? I jakie w ogóle wszystko powinno być? Czy mamy jakąś dowolność w wyborze, czy wszystko jest już ustalone, a my tylko podejmujemy pozornie samodzielne decyzje, które jednak już dawno podjął za nas ktoś inny? Na pewno naszą teraźniejszością, każdą najdrobniejszą czynnością, którą wykonujemy wpływamy na to, co nadejdzie. To, że dziś przejdę się inną ulicą niż zwykle, może całkowicie zmienić moje życie. Nie wiem, czy na lepsze, czy na gorsze, ale może nie powinniśmy się nad tym długo zastanawiać. Nie możemy wciąż żałować i smucić się, bo nie przywrócimy tego, co odeszło na zawsze. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość są jakimś ciągiem. Od danej chwili zależy, czy będziemy mnożyć kolejne wyrazy za pomocą dobra, czy pogrążeni w płaczu dekrementować wartość, która i tak jest dość niska ze względu na nasze złe nastawienie…

Pochłaniam zewnętrzność do swojego wnętrza. Ale mogę wybierać, co chcę przyjąć. I tak właśnie budować siebie. Żeby żyć pełnią życia należy szukać wartościowych wymian. Poświęcać energię, aby uzyskać wiedzę czy umiejętności. Oddawać innym swój czas, aby wnosić do świata szczęście, dobro i miłość.

Człowiek, by żyć potrzebuje jakiejś wymiany z otoczeniem. Nie da się temu zaprzeczyć. Dlatego ważne jest przebywanie z innymi ludźmi, chociażby krótka rozmowa. Inaczej ogarnie nas samotność, a to w żadnym wypadku nie jest stan przyjemny i pożądany. Kontakt z drugą osobą, zarówno duchowy, jak i fizyczny, pełni niezwykle istotną rolę w naszym życiu. Dzięki tej możliwości dzielenia się sobą z innymi i zarazem wejścia tych innych choć w niewielkim stopniu do nas, funkcjonujemy dobrze i sprawnie. Człowiek bez innych nie mógłby przeżyć. A jeśli jakoś by mu się udało, i tak nie mógłby całkowicie korzystać ze swojego człowieczeństwa. A czym byśmy byli, gdybyśmy nie mogli być ludźmi? Jaki sens wtedy miałoby istnienie?

Oprócz wymian z innymi następują też wymiany z całą resztą świata. Człowiek lubi i potrzebuje jednoczyć się z naturą. Ze zwierzętami, grzybami, roślinami. Obserwujemy zjawiska, które zachodzą w przyrodzie, podziwiamy ich urodę i staramy się zrozumieć, jak wszystko działa. Bez pytań człowiek nie mógłby nazywać siebie człowiekiem. Jesteśmy pełni ciekawości i wciąż niezaspokojeni żądamy kolejnych dawek informacji (danych). Pytamy, próbujemy odpowiadać, a jeśli te odpowiedzi nas nie satysfakcjonują dalej szukamy odpowiednich wyjaśnień. Ta dociekliwość nas napędza i pobudza do działania. Jest motorem wszelkich naszych postępowań. Myślę, pytam, działam, dokonuję wymiany, na której bogacę (lub niekoniecznie) swoje wnętrze. I tak w kółko i w kółko. Zdecydowanie może zakręcić się w głowie…

Czy więc powinniśmy się spieszyć? Czy pośpiech to jest coś dobrego? Czy postęp naszej cywilizacji będzie możliwy tylko wtedy, gdy wciąż będziemy biec do przodu? Nie możemy ciągle działać na najwyższych obrotach, bo w końcu doprowadzimy się do przemęczenia, pewnego przeładowania, zużycia i wreszcie nawet śmierci. We wszystkim można przesadzić. I ta ciągła chęć ruchu nie może nam zasłonić rzeczy zdecydowanie ważniejszych. Bo gdzie tu miejsce dla rodziny,  zdrowia, szczęścia i miłości? Czasem potrzebujemy mimo wszystko zwolnić i odpocząć. Zrelaksować się, by później być gotowym do dalszej pracy. W ciągłej gonitwie nie ma dla nas niczego dobrego. Jest tylko stres, ból i osłabienie. Wymiana danych jest ważna, ale przeważnie następuje ona niezależnie od nas i w dodatku cały czas, choć nie zawsze równie intensywnie. Jest prawie jak oddychanie. A oddychamy nawet, gdy siedzimy w fotelu i czytamy książkę, gdy gotujemy obiad dla bliskich, gdy leżymy na plaży i wygrzewamy się w promieniach słońca, gdy podziwiamy kolor nieba, gdy obserwujemy wchodzące słońce, a nawet gdy robimy zdjęcia zapierającym dech w piersiach widokom. Wtedy wymiana też jest wartościowa. Taka delikatniejsza forma jest także potrzebna. Pozwala skupić nam się na otaczającej rzeczywistości i jak poetom dokładnie ją zanalizować. Albo po prostu smakować świat. Delektować się zwolnionym tempem i rozkoszować pięknem, w którym jesteśmy zanurzeni bez względu na to, czy je w danym momencie dostrzegamy, czy też nie.

Ale wróćmy do kluczowego pytania – jaki jest sens naszego życia? Przede wszystkim bycie dla siebie i dla innych, kochanie, czyli dawanie tej miłości, ale też przyjmowanie jej z wdzięcznością oraz wymiana danych, będąca doskonaleniem się i dążeniem do wieczności. Żyjemy, bo Bóg dał nam to życie. Powinniśmy, więc je szanować i wierzyć, że jesteśmy potrzebni i kiedyś na pewno znajdziemy sobie miejsce na Ziemi oraz drogę, którą powinniśmy podążać, aby spełnić w stu procentach swoje zadanie.      

Moralność

Czy jednak człowiek rozumiany jako same dane mimo wszystko nie przestaje być człowiekiem? Tak samo przecież z danych składają się zwierzęta i rośliny. Czyżbyśmy w niczym się od nich nie różnili?
Człowiek ma możliwość podejmowania decyzji, które nie są instynktowne. Umie działać bezinteresownie. Kochać najczystszą miłością. Promieniować dobrem.

Co wpływa na to, że lubimy drugą osobę? Czasem po prostu, jak wspominałam wcześniej,  odpowiednie dopasowanie, a czasem fakt, że druga osoba w czymś nam imponuje. Podoba nam się sposób, w jaki coś wykonuje. Sami tego nie potrafimy (lub potrafimy, ale nieco inaczej), więc jesteśmy pełni podziwu. Lubimy, gdy to robi, bo według nas nikt nie wykonuje tego lepiej. Musimy to odróżnić od zazdrości. Bo czymś innym jest złość, że ktoś może być od nas w jakiejś dziedzinie lepszy, od zachwytu nad pięknem.

Szczególnym przypadkiem takiego „imponowania” (co z resztą nie jest odpowiednim słowem do określenia tego, co chcę przekazać) jest właśnie wspomniane przeze mnie wcześniej promieniowanie ciepłymi uczuciami. Jeżeli ktoś jest dobry i ma czyste intencje, raczej go lubimy. Nawet podświadomie zachwycamy się tym, jak ta osoba się zachowuje. My też możemy być dobrzy i kochający, ale i tak ciepło drugiej osoby wzbudza w nas podziw, albo po prostu sympatię. Dobro jest właśnie taką otoczką. Danymi przepełnionymi miłością, które osoba nieświadomie, bo tylko wtedy może to być w pełni prawdziwe, a nie sztuczne i udawane, wysyła do innych. Człowiek jest istotą, która może nauczyć się kochać i wybierać dobro. Rozróżniać je od zła, którego trzeba unikać. Człowiek myśli i analizuje. Trzyma się pewnych zasad, które wcześniej ustalił. Te zasady właśnie są ponad wszystkim. Ponad całą resztą, która go buduje. Może je tworzyć dekalog, jeżeli osoba jest wierząca, albo jakiś inny zbiór praw.

To znaczy, że zanim człowiek podejmie jakąś decyzję, czyli wybierze wymianę wydającą mu się w danym momencie najkorzystniejszą, spojrzy na to, co ma zapisane w miejscu przeznaczonym na zasady. Zobaczy, jakimi wartościami powinien się kierować i co jest zgodne z jego sumieniem.
Decydowanie więc jest wieloetapowym działaniem, które powinno wyglądać tak:

Najpierw zastanawiamy się nad tym, co jest czynem moralnym i na co pozwala nam prawo, na przestrzeganie którego wcześniej się zgodziliśmy. Później myślimy nad tym, czego potrzebujemy i jak się czujemy. Rozważamy, co w danych okolicznościach może być dla nas najbardziej wartościowe. Analizujemy wszystkie możliwości i wybieramy najkorzystniejszy wariant, czyli wymianę, która nas wzbogaci, albo wzbogaci tych, na których nam najbardziej zależy.

Kiedy w ten właśnie sposób będziemy podejmować decyzje będą one na pewno słuszne. Nie będziemy mieli wyrzutów sumienia i na pewno zyskamy coś dobrego.

Napisałam wcześniej, że człowiek potrzebuje ciągłej wymiany i że to ona jest najważniejsza. Nie byłoby to słuszne bez dodania informacji o moralności. Wtedy wszystko można by było uzasadnić pragnieniem danych. Każdy czyn (nawet zły i bezsensowny) dałoby się tym usprawiedliwić.
Tak jednak nie jest. Nie możemy powiedzieć na przykład, że prostytucja jest czymś wspaniałym, bo to przecież ciągła wymiana i nabieranie nowych doświadczeń. Ta wymiana jest bowiem niezgodna z pewnymi zasadami obowiązującymi ogólnie. I wcale nie jest korzystna ani wartościowa. Jest poświęceniem swojego ciała za cenę, która temu zupełnie nie odpowiada. Taka wymiana nie jest niczym dobrym. Powinniśmy nauczyć się rozróżniać to, co pozytywne, wartościowe i korzystne (nie zawsze materialnie, lecz przeważnie właśnie duchowo) od rzeczy bezsensownych, niepotrzebnych, niemoralnych i złych.      
 
Sztuka analizy

Interpretacja otrzymywanych sygnałów jest czymś niezwykłym. Daje nam bowiem pewną dowolność. Każdy może odczytywać świat na swój indywidualny sposób i wydobywać z niego to, czego najbardziej potrzebuje.

Gdy czytamy tekst zapamiętujemy z niego, to co nas najbardziej porusza. Interpretujemy go skupiając się na detalach dla nas najważniejszych. Wyciągamy z niego to, co nas boli, cieszy, smuci, rozpala, czy w jakiś inny sposób dotyka. Nie koniecznie dlatego, że bezpośrednio nas dotyczy, lecz dlatego, że wzbudza w nas emocje.

Utwór płynie jak rzeka i wcale nie kończy się z ostatnim wersem. Trwa dalej w nas. A przynajmniej jego cząstka, którą rozwijamy. Przyjmujemy dane. By potem szybko je oddać lub by nawet pozostały z nami na zawsze.

To jest interpretacja wiersza czy prozy. Jak jednak interpretować świat? Jak go analizować? Jak dostrzegać to, co nieuchwytne? Za czym gonić? Czego pragnąć? A może po prostu zatrzymać się? A jeśli już, to jak to zrobić?

Po pierwsze, żeby móc coś wydobyć ze świata należy zacząć się mu przyglądać. A jeszcze wcześniej zrozumieć, że „zewnętrzność” nie jest zła. Że jest się bezpiecznym i że otwarty kontakt z rzeczywistością jest potrzebny.

Obserwowanie świata jest czymś magicznym. Pozwala na odkrycie wielu niesamowitych połączeń – metafor budujących życie. Wystarczy jedynie być w pełni skupionym i skoncentrowanym oraz po prostu chcieć bezinteresownie przeznaczyć czas na zrozumienie otaczającej nas przestrzeni. Oddychać głęboko, wyostrzyć zmysły i chłonąć dane.

Zooming - umiejętność dostrzegania niezwykłych szczegółów (albo niezwykłości w szczegółach zwykłych…) - pomaga w takim badaniu. Dzięki temu możemy zauważyć coś, na co wcześniej nie zwracaliśmy uwagi. DOSTRZEC PIĘKNO. Zachwycić się nim. Zrozumieć świat, a dzięki temu także siebie.

Po przyjęciu danych czas na analizę, czyli odpowiednie ich przetworzenie. To już jest sztuką. Polega na szukaniu odpowiednich powiązań, ukrytych znaczeń, symboliki, sensu. Dzieła artystów są pewną interpretacją  rzeczywistości – wydobyciem z niej tego, co artystę dotknęło. Ale każdy z nas jest artystą. Malujemy, rzeźbimy i piszemy nasze życie. A to jest coś więcej niż zwykła interpretacja. To długi ciąg zdarzeń, uczuć, relacji, rozmów i myśli. Nad którym jednak trochę panujemy i chociażby dodając odrobinę optymizmu do spojrzenia na świat możemy go uczynić najpiękniejszą bajką.      

Bezinteresowność
  
Świat danych nie jest pusty i pełen materializmu. Przecież najdoskonalszą formą wymiany jest miłość. Miłość prawdziwa i bezinteresowna. Jeżeli umiemy kochać, znajdziemy w sobie jej niewyczerpalne źródło. Dzięki temu będziemy mogli dawać nie oczekując niczego w zamian. Dawać tylko po to, by innym żyło się lepiej, a w sercu odczuwać radość i wolność.

Są dane. Są kombinacje. Istnieniu tego nie da się zaprzeczyć. Jednak to nie przeszkadza w szczerości. To nie przeszkadza w miłości. To czyni nas wyjątkowymi. Dokładnie takimi, jakimi mamy być i niemożliwymi do zastąpienia.




1Katarzyna Bułat – „Bardzo drastyczny proces”, mój tekst z 12 XII 2012
fragment, który mi się przypomniał: „Jeśli patrzeć na proces tworzenia w ten dziwny sposób, okaże się, że z każdym kolejnym utworem poeta oddaje fragment siebie. Zostawia po sobie ślad, który staje się nowym, odrębnym bytem. Zaczyna żyć własnym życiem.”

Komentarze